W minionym roku postawiłem sobie pytanie: A może biznes za granicą? Przeniosłem firmę do Wielkiej Brytanii (szczegóły: WolnyOdZUS.pl), ale wciąż interesuje mnie, jak to jest być przedsiębiorcą w Kanadzie czy Zambii. W listopadzie i grudniu padło na Tajlandię, gdzie udało mi się porozmawiać z kilkoma przedsiębiorcami z Polski, Izraela i Tajlandii.

Poniżej motywacyjna rozmowa z Piotrem Motylem – przed kilku laty jednym z największych (do 2008) sprzedawców w serwisie Allegro oraz właścicielem sklepu PCGSM.pl, który swoje doświadczenia przedstawił m.in. w książce „Biblia e-biznesu”. Piotr jest też autorem bloga www.piotrmotyl.pl.

Maciej Dutko: Co polski przedsiębiorca robi w Tajlandii?

Piotr Motyl: Przez wiele lat zmagałem się z prowadzeniem firmy w Polsce, co dało mi wiele doświadczenia. Przerabiałem standardowe problemy przedsiębiorców: z ludźmi, z logistyką, z urzędami, a jednocześnie chciałem też realizować swoją misję i cele życiowe. Zawsze marzyły mi się egzotyczne kraje, system przyjazny podatkowo i prowadzenie biznesu internetowego, bazującego głównie na outsourcingu.

Inspiracją do zmian w dużej mierze była dla mnie książka Tima Ferrissa „4-godzinny tydzień pracy”. W Polsce ciężko było mi osiągnąć taki stan, jednak prowadząc biznes internetowy jest to do zrobienia. Od ponad roku działam już poza Polską i tu, w Tajlandii, udaje mi się te cele i założenia realizować.

 

MD: Ale dlaczego akurat Tajlandia, a nie kraj ojców lub inne miejsce na Ziemi?

PM: Odwiedziłem i poznałem kilkanaście krajów na świecie…

 

MD: …Tajlandia wygrywa?

PM:  Na tę chwilę tak, ale może kiedyś to się zmieni. Człowiek nie może się trzymać przez całe życie jednej idei bez przetestowania innych, bo byłby głupcem: pojawiają się nowi ludzie, którzy inspirują, nowe okoliczności i cele, które chcemy realizować, i w pewnym momencie coś, co robiliśmy, przestaje spełniać nasze oczekiwania. Dzięki zmianom i stawianiu sobie wysoko poprzeczki, każdemu kolejnemu porankowi towarzyszy pozytywne podekscytowanie tym, że realizuję coś nowego i czegoś nowego się nauczę.

 

MD: Czyli kiedy budzisz się w kolejny poniedziałek to – w przeciwieństwie do większości „szarych” osób w Polsce – nie po to, by „jakoś” dotrwać do kolejnego piątku.

PM: Szczerze? Już w piątek marzę o poniedziałku. Weekend traktuję jako wymuszoną przerwę; wtedy odpoczywam, ale i planuję kolejne działania. Uwielbiam poniedziałki; gdyby było inaczej, nie miałbym satysfakcji z biznesu, z tego, co robię.

 

MD: A czy każdy e-przedsiębiorca z Polski może w miarę łatwo przyjechać do Tajlandii i założyć tu firmę?

PM: Zacznijmy od tego, że nie każdy ma predyspozycje by w ogóle być przedsiębiorcą. Co do Tajlandii, nie jest łatwo mieszkać tu na stałe. Wprawdzie szybko można zachwycić się tym krajem, ale aby oficjalnie zorganizować tu swoją działalność gospodarczą, mimo wszystko trzeba liczyć się z wysokim progiem sformalizowania. Władze Tajlandii niechętnie dopuszczają zewnętrznych przedsiębiorców; sam jestem tu nieco ponad rok, ale wciąż na „ED edukacyjnej” wizie. Niemniej pieniądze i biznesy płyną tam, gdzie jest niskie obciążenie fiskalne. Więc co ja robię: prowadzę firmę w Wielkiej Brytanii, klientów mam w Polsce, zarabiam w złotówkach, a wydaję w bahtach (siła nabywcza pieniądza jest tutaj niepomiernie wyższa niż w Polsce). W bonusie dostajesz lato przez cały rok i uśmiechniętych ludzi.

 

MD: Można więc powiedzieć, że prowadzisz „biznes zdelokalizowany”, czyli niezależny od miejsca, z którego nim zarządzasz. Ale wracając do uwarunkowań prowadzenia biznesu tu: czy w Tajlandii jest lepiej niż w Europie, w Polsce?

PM: Może warto powiedzieć w ogóle o zaletach prowadzenia firmy w Azji. Po pierwsze: przedsiębiorca traktowany jest tu z szacunkiem, bo daje pracę i utrzymuje administrację. Oczywiście w Tajlandii biurokracja również jest (głównie kwestie wizowe), jednak po rozmowach z innymi przedsiębiorcami, którzy od lat prowadzą biznesy w tym kraju, wiem, że firmę prowadzi się tu łatwiej niż w Polsce. Co ciekawe, nie ma tu tak rozbudowanego socjalu, który niszczy Europę i USA – starymi i niepełnosprawnymi opiekuje się rodzina, a nie jakakolwiek z instytucji przypominających nasz ZUS. Po kolejne: VAT na poziomie 7% i  niekiedy negocjowalny podatek  dochodowy, opierający się w mojej opinii na oświadczeniach przedsiębiorcy (a więc bazujący na zaufaniu na linii urzędy – podatnik). To wszystko sprawia, że człowiek czuje, iż prowadzi firmę z godnością, a nie pod ciągłym nieufnym okiem aparatu administracyjnego.

 

MD: A co z e-biznesem? Czy w Tajlandii istnieje platforma na miarę Allegro czy eBay? Jak wyglądają sklepy internetowe? Czy to działa, czy może jest to wciąż terra incognita, czekająca na zagospodarowanie?

PM: Jeśli chodzi o e-handel, Tajlandia jest nieco zacofana w moim postrzeganiu. Zakupy w internecie są mało popularne – mało kto ma karty kredytowe i konta bankowe, a standardem są zakupy za gotówkę, stacjonarne. Biznesy niechętnie przenikają do internetu również dlatego, że nie trzeba tu optymalizować kosztów zatrudniania pracowników, które w Europie są bardzo wysokie, a w Tajlandii – relatywnie niskie (tania siła robocza). Minusem, który również hamuje rozwój e-handlu, jest natomiast brak odpowiednich regulacji prawnych, co powoduje, że Tajowie nie czują się bezpiecznie na wirtualnych zakupach.

E-biznes w Tajlandii nie opiera się na e-handlu, jak w Polsce, ale ma inny wymiar. Tu na każdym kroku widać ludzi bawiących się najnowszymi smartfonami i tabletami, a to oznacza, że sprzeda się wszystko to, co da się obsłużyć przy ich pomocy: zarówno wszelkie gry, jak i aplikacje użytkowe. Jeśli chodzi o rynek oprogramowania mobilnego, to Europa jest pod tym względem zacofana w porównaniu do Azji. Wystarczy podać przykład Krzyśka Króla, który wraz ze swoją ekipą w Tajlandii stworzył aplikację LingLing do nauki języków; pobrało ją już grubo ponad milion użytkowników smartfonów.

Dobry biznes w tym kraju w najbliższych latach zrobią również wszelkiej maści programiści i twórcy stron WWW. Tajski internet wizualnie przypomina ten, jaki pamiętamy z Polski końca lat 90.: kolorowe literki, jaskrawe i migające obrazki, zero wyczucia estetycznego. Ale to się będzie zmieniać, nisza jest więc ogromna.

Pamiętajmy tylko o jednym – chcąc robić tu biznes, wymogiem jest język. Tajowie słabo znają angielski, a więc warunkiem niezbędnym wydaje się znajomość tajskiego. Albo ścisła współpraca z ludźmi, którzy go znają.

 

MD: Rynek dla web-designu czy usability w Tajlandii stoi więc otworem?

PM: Zdecydowanie tak. To obcokrajowcy przyjeżdżający z Zachodu wprowadzają innowacje w tym zakresie, rozkręcają tę sferę tajskiej e-gospodarki i dają wzorce. Właściciel jednej z zaprzyjaźnionych firm (również Polak) potwierdza, że tajskie firmy jeszcze nieczęsto czują potrzebę posiadania profesjonalnej strony www; to jednak będzie się zmieniać.

 

MD: A gdyby spojrzeć w odwrotnym kierunku: czy polski przedsiębiorca może czegoś dobrego nauczyć się od swojego tajskiego kolegi?

PM: Bardzo duży szacunek do drugiego człowieka – to coś, co zwraca tu uwagę w relacjach przedsiębiorca – klient. Podczas gdy my, na Zachodzie, gonimy za sukcesem, idziemy w efekt skali, bo tylko tak – wydaje nam się – możemy zarobić i utrzymać nasze firmy, tu priorytetem jest drugi człowiek. Nie ma pośpiechu, nie ma pobieżności w komunikacji, a siłą całego biznesu są dobre relacje. Pod tym względem możemy podglądać Tajów w zakresie obsługi klienta, ale też ogólnej radości i pogody z prowadzenia własnych firm. Mała tajska firma by zarabiać nie musi mieć wielu nowych klientów; wystarczy kilku lojalnych nabywców oraz małe obciążenia fiskalne, aby jej właściciel miał i pieniądze, i czas dla rodziny albo na odpoczynek.

 

MD: To co mówisz jest bardzo ciekawe. Przecież Azja jest kontynentem, na którym żyje ponad połowa ludzkości, ludzie więc powinni się tu wręcz… deptać!

PM: Patrząc ilościowo – pewnie masz rację. Tu dochodzi jednak jeszcze szacunek, który wynika z tradycji. Poza tym Azja, a przynajmniej jej południowa część, której odrobinę miałem okazję poznać, nie jest zepsute ani euro-amerykańskim poziomem sformalizowania i frustracji, ani euro-amerykańskimi priorytetami bazującymi na ciągłym budowaniu pozorów (sukces, pieniądz, prestiż i tak dalej).  Tu priorytetem jest rodzina; na starość to dzieci opiekują się rodzicami, co wynika z wzajemnego międzypokoleniowego szacunku.

 

MD: A czy Twoim zdaniem na owo „pozytywne” życie, które przed wiekami postulowali i Rej, i Wolter, wpływają czynniki takie jak buddyjskie podejście do życia albo szerokość geograficzna?

PM: Podwójne „tak”. Buddyzm jest religią i filozofią pokoju, czy po prostu spokoju. To widać w stylu życia, w zachowaniach, w radości świata. Co do szerokości geograficznej, czy – ogólnie – klimatu – to też jest nie bez znaczenia: piękna słoneczna pogoda przez cały rok powoduje, że Tajom dalekie są depresje czy stresy typowe dla nas, Europejczyków. Tu każdy zdaje się mieć swój zen, rytm wedle którego żyje i funkcjonuje.

 

MD: Parę chwil temu wspomniałeś też o „socjalu”, który niszczy Europę, a którego nie widać w Azji. Rozwiń, proszę, tę myśl.

PM: To temat, który dotyczy tak przedsiębiorców, jak i wszystkich innych. Jeśli chodzi o przedsiębiorców w Azji, nie mogą oni liczyć na dotacje na otwarcie firmy, preferencyjne kredyty czy inne formy wsparcia, z jakich korzystają mieszkańcy Unii Europejskiej, i ja uważam to za zdrową, normalną sytuację. Największą wartością, jaką przedsiębiorcom daje system, jest podejście w rodzaju: „Chcesz prowadzić firmę? Jeśli tylko nie będziesz kradł, oszukiwał ani obrażał króla i rodziny królewskiej, nie będziemy ci w tym przeszkadzać”.

Z drugiej strony poza jakimiś minimalnymi świadczeniami dla naprawdę potrzebujących, Tajowie nie znają systemu świadczeń społecznych dla emerytów, rencistów, bezrobotnych, młodych matek itd. Socjal, który zabija Europę, nie dotyczy Azji, dlatego podczas gdy gospodarki Ameryki czy Europy od lat stoją pod znakiem kryzysu, Azja rozwija się w najlepsze.

Miałem okazję poznać biznesmenów z Singapuru, Korei, Japonii, bywam na spotkaniach Singapore Chamber of Commerce. Prezes jednego z koncernów piwowarskich dość trafnie podsumował ten problem, porównując Unię Europejską do Titanica, który tonie, choć muzyka wciąż gra. Jako główny problem gospodarki wskazał właśnie nieudolny system świadczeń społecznych, stanowiący jeden z głównych wydatków państwa. Przy czym system zabiera te pieniądze obywatelom (w tym przedsiębiorcom – vide: składki ZUS), ale w nieudolny i nieefektywny sposób je redystrybuuje. W Azji ten problem nie istnieje – jeśli ktoś chce mieć pieniądze czy to na lepsze życie, czy na przyszłe leczenie/opiekę/emeryturę, musi po prostu skuteczniej pracować. I dbać o dobre relacje z rodziną, która na starość czy w nieszczęściu staje się głównym wsparciem; nie istnieje tu fikcyjny system, będący w istocie coraz bardziej pęczniejącą, ale niewydolną bańką, jak polski ZUS.

 

MD: Zmieniając temat: jakie masz plany biznesowe na kolejny rok w Tajlandii? Zamierzasz rozwijać obecny biznes czy może chcesz iść w nowym kierunku?

PM: Jak wspomniałem, obecny biznes (sklep internetowy PCGSM.pl) mam już w dużej mierze zautomatyzowany, a poszczególne procesy odbywają się w formie outsourcingu. Nie ukrywam, że po publikacji moich rozdziałów w „Biblii e-biznesu” coraz więcej osób zadaje mi pytania o kwestie związane z zarządzaniem sytuacjami kryzysowymi w Polsce, ale też o kwestie formalne związane z prowadzeniem biznesu (również w Azji). A że coraz więcej czasu poświęcam właśnie na doradzanie innym, w przyszłym roku planuję usystematyzować to wsparcie i nadać mu formę bardziej zorganizowanych konsultacji biznesowych.

 

MD: Cóż, pozostaje mi zatem życzyć Ci, aby po publikacji naszej dzisiejszej rozmowy chętnych na usługi Twojego wsparcia przybyło.

PM: Oby tak było – wspieranie innych przedsiębiorców i pokazywanie im różnych możliwości i alternatyw przysparza mi ogromnej satysfakcji. A przy tym pozwala realizować moje własne cele i ambicje.

 

MD: Dziękuję za rozmowę.

 

motyl-wywiad

 Piotr Motyl i Maciej Dutko (Bangkok, Baiyoke Tower; grudzień 2013)

Rozmowa została publikowana w Magazynie E-commerce „Mensis.pl”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Maciej Dutko

Na co dzień prowadzę firmę edytorską Korekto.pl (korekta tekstów), w ramach projektu Audite.pl pomagam też e-sprzedawcom usunąć z ich ofert błędy psujące sprzedaż. Jeśli czas mi pozwala, dzielę się wiedzą podczas szkoleń i zajęć na najlepszych uczelniach biznesowych w Polsce (na zlecenie Allegro przeszkoliłem ponad 10 tys. sprzedawców i drugie tyle studentów).

Spłodziłem kilkanaście książek, w tym:
„Mucha w czekoladzie”,
„Targuj się! Zen negocjacji”,
„Efekt tygrysa”,
„Nieruchomościowe seppuku”
„Biblia e-biznesu” (to ponoć największy tego typu projekt na świecie).

Prowadzę szkolenia z niestandardowej obsługi klienta („Zen obsługi klienta”), z negocjacji („Zen negocjacji”) oraz ze skutecznych metod zwiększania e-sprzedaży („E-biznes do Kwadratu”) - uczestnicy tego ostatniego chwalą się nawet kilkusetprocentowymi wzrostami;).

Więcej: www.dutko.pl i www.wikipedia.pl.

Moje książki i szkolenia

Popraw się i sprzedawaj skuteczniej!

Audyt ofert Allegro i stron WWW:


Usługi edytorskie:

Korzystam i polecam

Hosting i domeny od lat mam w Domeny.tv – kocham ich za indywidualne podejście i pomoc zawsze, kiedy jej potrzebuję (podaj kod „evolu-evolu” i zdobądź 10% zniżki)


Jeśli dobre i praktyczne książki, to tylko w moim ukochanym Helionie!


Jako audiobookoholik a zarazem akcjonariusz Legimi korzystam z ogromu e- i audioksiążek w tym serwisie (sprawdź – 30 dni za darmo).


A jako że nie zawsze mam czas zadbać o zdrowe jedzenie, od lat pomaga mi wygodny i zdrowy katering z dostawą pod same drzwi, Nice To Fit You, który również polecam!


Rekomenduję tylko to, co sam lubię i z czego korzystam. Jeśli i Ty skorzystasz z moich rekomendacji, otrzymam drobną prowizję od firm, które polecam. A więc wygrywamy wszyscy i promujemy dobre i innowacyjne biznesy. Dzięki!

Mucha w czekoladzie, Maciej Dutko